Dziś nie słodko, a coś zupełnie z innej beczki. Od dawna nie wrzucałam żadnych dań mięsnych, rybnych czy mącznych. Zawsze coś stało na przeszkodzie- najczęściej był to apetyt gości :):)Dlatego teraz najpierw szybciutko zrobiłam zdjęcia , potem wydałam pozwolenie zjedzenia :) - akurat pozwolenie to dotyczyło mojego męża :):). Jak szefowa to szefowa- tym bardziej w kuchni ( gdzieś kierowniczką muszę być!!!!!) Zapraszam Was na
polędwicę wieprzową z makaronem chow mein - jest to wersja najulubieńsza mojego M. Do przygotowania tego niezbyt trudnego dnia potrzebujecie:
ok. 500 g polędwiczki wieprzowej
Marynata:
2 gałązki rozmarynu ( lub 2 łyżeczek suszonego)
sól, pieprz
1 ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
2 łyżki octu balsamicznego
Ponadto do przygotowania makaronu:
sos sojowy ( ok. 2-3 łyżki)
pół opakowania makaronu chow mein
1 cukinia
2 cm kawałek imbiru
2 ząbki czosnku
1 czerwona papryczka chilli
szczypta pieprzu cayenne
czarny sezam wg uznania
Składniki marynaty mieszamy w dużej misce. Umytą polędwiczkę kroimy na paseczki. Do miski z marynatą wrzucamy mięso i marynujemy ok. 2h w lodówce. Po tym czasie na oliwie obsmażamy zamarynowane mięso- powinien powstać bardzo fajny sos i odstawiamy żeby mięso odpoczęło. W dużym garnku gotujemy w lekko osolonej wodzie makaron wg instrukcji na opakowaniu.
Umytą cukinię za pomocą obieraczki do warzyw kroimy w bardzo cienkie plastry. Na dużej patelni przesmażamy posiekany czosnek i imbir z dodatkiem oliwy. Dodajemy plastry cukinii i zalewamy sosem sojowym. Następnie dorzucamy pokrojoną papryczkę chilli oraz pieprz cayenne ( z nim ostrożnie - wszystko zależy od Waszego stopnia wytrzymałości na pikantność). Gotujemy jeszcze przez ok. 15 minut pod przykryciem. Do całości dodajemy ugotowany i odcedzony makaron.
Danie podajemy w dwojaki sposób- można dorzucić mięso do makaronu, wymieszać wszystko razem lub też można ułożyć najpierw makaron a obok ułożyć mięso. Whatever liczy się efekt końcowy , który był puszuszuszysty.
Smacznego!!!

Ogłaszam iż dzień dzisiejszy jest dniem grzeczności za kierownicą, kurcze starałam się obchodzić go godnie, niestety nie udało się......Może za rok???
Buziole